Czym
jest seks?
Seks to synonim płci. Lecz mam wrażenie, że pytanie raczej całej sfery
płciowości, czyli seksualizmu. Jest to zespół działań dwóch przedstawicieli
różnej płci, należących do tego samego gatunku, mających na celu propagację
gatunku, czyli rozmnażanie. Mówię
oczywiście o tak zwanym rozmnażaniu płciowym, bo istnieją gatunki zwierząt
rozmnażających się bezpłciowo, przez podział lub przez dzieworództwo.
Są też organizmy obojnacze - na przykład ślimaki. Jednak one tez do rozmnażanie
potrzebują partnera. Jeśli w rozmnażaniu biorą udział dwa osobniki, ich
potomstwo stanowi genetyczną krzyżówkę genotypów rodzicielskich, a to
umożliwia ewolucję gatunku. Obecne
postępy w dziedzinie biologii umożliwiają również rozmnażanie organizmów
wyźszych in vitro - poprzez klonowanie.
Strasznie
to mało romantyczne i bardzo naukowe...
Owszem. Nauka upatruje nawet tak korzeni tak pięknego zdarzenia, jakim
jest zakochanie się, w wydzielaniu pewnych substancji chemicznych przez
mózg. Chodzi o fenyloetyloaminę, dopaminę i hormony nadnerczy: noradrenalinę
i adrenalinę. Substancje
te sprawiają, że zakochani znajdują się w stanie przypominającym odurzenie
narkotykami. Ten stan odurzenia - czy raczej zadurzenia - sprawia, że
ich postrzeganie staje się nieobiektywne. Wszystko wydaje się albo piękniejsze
niż jest - ukochana osoba też, albo, gdy ukochana jest nieosiągalna -
smutne. Wtedy mówimy zakochał(a) się nieszczęśliwie. Prawda
natomiast jest taka, że jeżeli myślimy ja bez tej drugiej osoby
nie mogę żyć i stan ten negatywnie wpływa na nasze życie, to nie
jesteśmy zakochani, lecz uzależnieni. Tak jak nikotynista, alkoholik lub
narkoman. Wtedy trzeba szukać pomocy - np. grupy wsparcia lub psychoterapeuty.
Prawdziwa miłość nigdy nie jest przyczyną cierpienia i stagnacji, lecz
rozwoju duchowego i radości.
Dlaczego
zatem zakochujemy się w konkretnej osobie, a nie w pierwszej lepszej?
Jest z pewnością wiele przyczyn, lecz przede wszystkim analizujemy
wygląd danej osoby: symetrię budowy ciała, sylwetkę, sprawność, cechy
osobowe, psychiczne, zachowania. Krótko mówiąc, analizujemy, czy z tym
drugim osobnikiem warto jest skrzyżować nasze geny. Długie, zadbane włosy
świadczą o zdrowiu. Symetryczna sylwetka świadczy o braku wad wrodzonych.
Jeśli
dojdziemy do wniosku, że warto, może się zdarzyć, że się w nim lub niej
zakochamy. Ponieważ pewne etapy tej analizy zachodzą na poziomie podświadomości,
wydaje się nam, że to cudowny zbieg okoliczności lub los postawił na naszej
drodze kandydata na partnera czy partnerkę. Nasza psychika, odurzona wydzielaną
przez mózg fenyloetyloaminą, za pomocą mechanizmu projekcji przypisuje
naszemu królewiczowi czy królewnie cechy, których może nie mieć, i już
ślemy jemu czy jej kartkę na Walentynki.
Często
zdarza się, że gdy mija rausz wywołany neuromediatorami, mija romantyczna
miłość i zadajemy sobie pytanie: co ja takiego w niej (lub
w nim) widziałem?.
Czyżby
seks ograniczał się tylko do zagadnień biologii, rozmnażania, przetrwania
gatunku
i ewolucji, a wszystkie inne doznania były wynikiem chemicznego odurzenia?
Z pewnością nie. Seksualizm człowieka, sprowadzony do aspektu rozmnażania
i zachowania gatunku, niczym nie różniłby się od seksualizmu zwierzęcego.
U zwierząt - tak jak u ludzi - często występują związki monogamiczne.
Jedno, co różni seksualizm człowieka od seksualizmu zwierząt, to zapewne
sfera psychiki. Mówię zapewne, bo nadal niewiele wiemy o psychice
zwierząt.
Gdzież
więc jest miejsce na miłość, skoro wszystkim rządzi biologia, chemia i
fenylo-coś tam?
Właśnie w sferze psychiki lub duchowości - jak kto woli. W dalszej
części tej rozmowy, będę te terminy traktował jak synonimy.
Zacznijmy
więc od podstaw. Czym według Pana jest miłość?
To pytanie, na które ludzkość, twórcy, pisarze i filozofowie od tysięcy
lat usiłują znaleźć odpowiedź i - o ile dobrze wiem - mimo wielu prób
jej zdefiniowania - miłość do dziś nie doczekała się zgrabnej, uniwersalnej
definicji. Proszę więc nie oczekiwać, że okażę się lepszy od najtęższych
umysłów i uda mi się ją zdefiniować. Z
definicją miłości jest podobnie jak z definicją życia - obie są równie
niezgrabne. Mogę tylko podać moją prywatną definicję miłości,
która sformułowałem na podstawie lektury i moich doświadczeń życiowych:
miłość to wola i działanie dla wspólnego dobra.
Dziwna
to definicja. Nie ma w niej miejsca na zakochanie, zachwyty, wzloty, upadki
i westchnienia, że nie wspomnę o seksie.
Ale bardzo praktyczna, życiowa i zaoszczędzająca wielu rozczarowań.
Na pierwszym miejscu wymienia wolę. Tylko człowiek (a dla osób wierzących
- również Bóg) mają wolę, a zatem tylko Bóg i człowiek mogą miłować. Wola
odróżnia człowieka od innych organizmów, które też działają dla wspólnego
dobra: np. pszczół czy mrówek. Inne organizmy nie mają żadnej możliwości
wyboru i najprawdopodobniej ich postępowaniem rządzi jedynie algorytm
zapisany w genach. Wola oznacza możliwość dokonania świadomego i wolnego
wyboru. Nieświadomie dokonany wybór nie ma nic wspólnego z wolą. Wybór
narzucony przez kogoś lub coś - też nie ma nic wspólnego z wolą, a z tyranią.
W
mojej definicji na drugim miejscu - co nie oznacza, że jest ono mniej
ważne! - wymieniam działanie. Miłość nie ogranicza się do mówienia kocham
cię, wzdychania, przewracania oczami, uprawiania seksu i bycia na
rauszu pod wpływem hormonów. Miłość wyraża się w działaniu dla wspólnego
dobra. Ponieważ najbliższymi osobami są dla nas zazwyczaj członkowie rodziny
- działaniu dla dobra wszystkich jej członków, bo to im poświęcamy zazwyczaj
najwięcej czasu.
Jeśli
ktoś nie ma rodziny lub ma dużo czasu, może tę miłość wyrażać w działaniu
dla dobra ogółu; w pracy zawodowej, społecznej, politycznej - wszędzie.
Będąc pracodawcą, pracownikiem, urzędnikiem, nauczycielem, politykiem,
księdzem, kaznodzieją, społecznikiem, działając w jakiejś organizacji.
Wszędzie tam, gdzie można dać coś od siebie innym ludziom: czas, uwagę,
troskę, zaangazowanie, umiejętności, doświadczenie. Niekoniecznie rzeczy
materialne, lecz równie ważne, jak dobra materialne.
Z
tej definicji wynika, że tylko osoby bardzo psychicznie dojrzałe są zdolne
do miłości...
Słusznie! By coś dać, trzeba wpierw to coś mieć. Dziecko przychodząc
na ten świat, ma tylko potrzeby i jest całkowicie zależne od miłości rodziców
- czyli ich działania dla jego dobra. To działanie stwarza odpowiednie
warunki dla jego rozwoju duchowego. Jeśli tej miłości nie zabraknie, potrzeby
rozwojowe zostaną zaspokojone i dziecko najprawdopodobniej wyrośnie również
na człowieka zdolnego do miłowania.
Mówię
najprawdopodobniej, gdyż prócz wpływów rodziny dziecko podlega
różnym innym wpływom. Już od żłobka (jeśli jest zmuszone do przebywania
w nim), jego psychice zadawane są rany. Potem też: w przedszkolu i w szkole;
przez rówieśników, opiekunów i nauczycieli. Życie jest trudne i aby skutecznie
stawić mu czoła, trzeba nie lada sił i umiejętności, a te nabywa się dojrzewając
psychicznie w atmosferze miłości.
Bez
miłości człowiek ginie. Ludzie niedojrzali psychicznie - Dorosłe Dzieci
- sami mają w życiu problemy i cierpią albo sprawiają innym problemy i
są przyczyną ich cierpienia. Również społeczeństwa, a nawet wymiaru sprawiedliwości.
Lecz czy mamy ich za to potępiać? Wszak oni reprodukują jedynie krzywdy,
których ofiarami sami padli wcześniej. To brak miłości sprawia, że w Polsce
więzienia pękają w szwach.
To
co, wypuścić z więzienia zabójców, gwałcicieli i innych przestępców?
Nie! Osoby stanowiące zagrożenie dla innych muszą być izolowane i
poddane resocjalizacji, choć skutki tych działań będą najczęściej mierne.
Nie da się kogoś na siłę zmienić czy wyleczyć. To złoczyńca musi sam chcieć
się zmienić, czyli: uzyskać świadomość istnienia problemu i chcieć go
rozwiązać. A to już jest połowa sukcesu.
Lepiej
jest nie dopuszczać do zaistnienia problemu, czyli dawać dziecku to, czego
no potrzebuje: miłość. Miłość, czyli wsparcie. Nie tylko nową lalkę Barbie
czy walkmana, lecz swój czas, zaangażowanie, mądrą troskę i pracę.
Jak wygląda rozwój duchowy czy osobisty człowieka?
Jean Liedloff w książce The Continuum Concept napisała, że
noworodek nie widzi granicy między sobą a światem zewnętrznym. Stanowi
jedność lub ciągłość (czyli kontinuum) z wszechświatem. Doświadczenia
zdobywane podczas rozwoju uczą go, że jest inaczej: że jest odrębną od
wszechświata istotą.
Niemowlę
musi sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: kim jestem?
i zaczyna wykształcać swoje ja (ego) lub inaczej mówiąc
- jaźń. Ego mówi nam, gdzie się zaczynamy i gdzie się kończymy.
Pierwsze
granice wytyczane są w wieku 3 - 4 lat. Wtedy mówi się o dzieciach straszne
czterolatki. Na wszystko mówią: nie, sprzeciwiają
się, wyrażają gniew, w ten sposób określając swoja odrębność. Zadaniem
rodziców jest w tym czasie pomóc dziecku ustanowić zdrowe granice: nie
tłamsić dziecka, ale też nie pozwalać, aby zdominowało swoje otoczenie
i stało się tyranem.
Ten
ważny okres życia dziecka wymaga od rodziców dużo cierpliwości i wytrwałości.
Jeśli dziecko pomyślnie przejdzie okres wytyczania tych granic, nagrodą
za to będzie kilka lat spokoju dla rodziców: do osiągnięcia przez dziecko
fazy dojrzewania płciowego. Wtedy granice jaźni wytyczane będą na nowo;
ulegną poszerzeniu. Jest to wyjątkowo trudny okres w życiu młodego człowieka
i jego rodziców.
Seks,
narkotyki i rock & roll?
No właśnie! Rodzice tym razem nie mają do czynienia z czterolatkiem, lecz
młodym człowiekiem, którego odrębność muszą uszanować i pomóc mu ją budować.
Ustalanie nowych granic swojego ja jest dla młodego człowieka
wspaniałym doświadczeniem, ale również skazuje go na samotność. Dlatego
szuka oparcia i zaspokojenia swoich potrzeb rozwojowych przede wszystkim
w grupie rówieśników, a mniej u rodziców. Dochodzą do głosu hormony i
popęd płciowy. Rówieśnicy są różni; łatwo się pogubić i zacząć korzystać
z negatywnych wzorców. Dlatego rodzice muszą bacznie obserwować, co się
dzieje i mądrze pomagać swojemu dziecku w tym okresie.
Niemniej,
muszą wiedzieć, że człowiek bierze od innych tylko to, co mu się wydaje,
że potrzebuje. Jeśli rodzice zaspokajali dotychczas jego potrzeby należycie,
ryzyko wzorowania się dziecka na negatywnych wzorcach i przejawiania destrukcyjnych
zachowań będzie dużo mniejsze. Świadomość swojego ja i wynikających
z niej ograniczeń sprawia, że młody człowiek czuje się samotny i ma wielką
potrzebę bliskich kontaktów z innymi ludźmi. Ponieważ hormony też dają
znać o sobie, pojawiają się popęd płciowy i chęć jego rozładowania. Łatwo
go pomylić z potrzebą bliskich kontaktów opartych na prawdziwej przyjaźni,
czyli wsparciu, która przynosi ulgę w cierpieniu spowodowanym samotnością,
którą sami sobie narzucamy, definiując nasze granice.
Idole?
Młodzi ludzie poszukują idoli, którzy mogliby być dla nich wzorem do naśladowania.
Najczęściej są to gwiazdy kina, muzyki. Idole są wyrocznią w sprawach
mody, zachowań, wyglądu. Co idol pije? Jaką gumę żuje? Młodzież nie widzi,
że idol jest postacią sztucznie wykreowaną przez media. Media nie pokazują,
jak idol radzi z rozwiązywaniem sobie codziennych problemów. Często sobie
nie radzi...
Konflikt
pokoleń?
Nie jest wynalazkiem lat sześćdziesiątych XX wieku. Młodzi ludzie zawsze
buntowali się przeciw obowiązującym normon, zwyczajom, nakazom, zakazom
i tak zwanej władzy rodzicielskiej. W starożytnym Rzymie ojciec
rodziny, czyli pater familiae, był panem życia i śmierci członków
swojej rodziny a wszelkie przejawy nieposłuszeństwa były surowo karane.
Przez całe stulecia nikt nie myślał o dzieciach jak o pełnoprawnych członkach
rodziny.
W
domach szlacheckich nieposłuszne dzieci były wydziedziczane, a ich rodzice
decydowali o wszystkim. W XIX Londynie dzieci używano do... czyszczenia
kominów. Głównie dlatego, że dorosły kominiarz nie wszedłby do wąskiego
przewodu kominowego. Jeszcze do tej pory zdarza się, że słabsi członkowie
rodziny są traktowani przez pana i władcę jak chłopcy do bicia,
na których odreagowuje on swoje niepowodzenia; bo mu w pracy nie wyszło,
bo zupa była za słona.
Dopiero
od niedawna dzieci traktowane są jako równoprawni członkowie rodziny i
mają prawo do własnego zdania. Stąd bunt od lat 60-tych wyrażany jest
silniej. Jest on nieunikniony przy przesuwaniu granic. Ważne jest, by
to przesuwanie granic własnego ja odbywało się z poszanowaniem
prawa do bycia sobą stron uczestniczących w konflikcie. Ofiary przemocy
rodzinnej mogą poszukać opieki i wsparcia różnych organizacji, np. Niebieskiej
Linii lub grup samopomocy.
No
i jesteśmy dojrzali: matura, dowód osobisty
Niezupełnie. Jeśli oba etapy rozwoju duchowego czy psychicznego zostały
zamknięte, mamy dobre podstawy do dalszego rozwoju duchowego. Jeśli zdecydujemy
się na założenie rodziny i posiadanie dzieci, to właśnie jej członkowie
będą nam pomagać w dalszym rozwoju. Nasze dzieci również.
Jak
to? Nawet niemowlę?
Oczywiście. Dając dziecku miłość, czyli zaspokajając jego potrzeby rozwojowe,
sami tę miłość od niego otrzymujemy; poszerzamy granice swojego ja.
To działa bardzo prosto: ponieważ działamy dla wspólnego dobra, już nie
jesteśmy sami i odrębni. Wyszliśmy poza swoje ja. Zbudowaliśmy
duchową jedność z członkami naszej rodziny, z naszymi dziećmi.
Dlatego moja definicja miłości mówi o działaniu dla wspólnego dobra. Pomaganie
komuś nie wiąże się z wyrzeczeniem i zaniedbywaniem swoich własnych potrzeb
rozwojowych. Są one zaspokajane właśnie poprzez to pomaganie. Natomiast
w tym okresie rozwoju duchowego można sobie nie uświadamiać rzeczywistych
potrzeb - potrzeby wspierania innych w ich rozwoju i można mieć potrzeby
urojone. Jakie to potrzeby urojone?
Rzeczywistą potrzebą człowieka jest jedność duchowa z innymi ludźmi, zazwyczaj
członkami rodziny, gdyż są najbliżej i to im powinniśmy poświęcać najwięcej
czasu. Nie zawsze tak jest: nie mamy dla nich czasu, bo nie mamy pieniędzy.
Musimy dużo pracować. Czujemy zmęczenie. Nie mamy na nic ochoty. Czujemy
gniew, irytację, depresję, lęk. Jeśli te negatywne emocje nas owładną,
możemy za wszelką cenę chcieć sobie ulżyć. Stąd uzależnienia od różnych
substancji chemicznych lub czynności zmieniających nastrój. Mogą to być:
pracoholizm, gniewoholizm, alkoholizm, narkomania, kleptomania, nikotynizm
i setki innych izmów i manii. Również seksoholizm.
Wszystkie izmy i manie są destrukcyjne, ponieważ
dają ulgę na krótką metę, a wpędzając nas w pułapkę egoizmu, zamiast do
rozwoju mogą prowadzić do duchowego bankructwa. Pocieszające jest to,
że póki żyjemy, nigdy nie jest zbyt późno, by powiedzieć dość
i wrócić na ścieżkę duchowego rozwoju.
Seksoholizm? Cóż to takiego?
To uzależnienie od seksu. To mylenie naszej potrzeby prawdziwej zażyłości
i rozwoju duchowego, jaki ona umożliwia, z seksem, który z miłością, stymulującą
nas do rozwoju, może nie mieć nić wspólnego. Orgazm jest krótkotrwałym,
metafizycznym przeżyciem wyzbycia się granic naszego ja. Przez
kilka sekund nie mamy granic; stanowimy jedność z naszym partnerem. Dlatego
podczas orgazmu wielu ludzi woła O Boże, a słowa o miłości
wprost same cisną się do ust.
Jesteśmy w stanie powiedzieć kocham cię osobie, którą poznaliśmy
zaledwie dziś lub na którą za parę chwil będziemy patrzeć z obrzydzeniem,
obwiniając ją (jego) za to, że stała się przyczyna naszego upadku
moralnego. Seks i orgazm są wspaniałymi doświadczeniami, lecz nie dającymi
tej nieustannej, cichej radości, zrodzonej z poczucia prawdziwej jedności,
które daje prawdziwa miłość.
Czy seks jest więc złem?
Nie. Lecz tak jak ze wszystkiego - można z niego niewłaściwie korzystać
lub go nadużywać. Młotek może posłużyć do zbudowania wspaniałego domu,
lecz można nim również kogoś zabić. To nie znaczy, że należy zakazać produkcji
młotków. Tak samo jest z seksem. Seks jest potrzebą człowieka, lecz ważne
jest, by znajdował się na odpowiednim miejscu i nie przesłaniał innych,
równie ważnych potrzeb.
Jeżeli seks zdominuje inne potrzeby człowieka, staje się źródłem nieuzasadnionego
cierpienia tej osoby i jego najbliższych. W najlżejszym przypadku prowadzi
to do stagnacji rozwoju psychicznego. W gorszym - do zaburzeń psychicznych.
Jednego z pewnością czynić nie należy: wpędzać kogokolwiek w poczucie
winy z tego powodu, że ma potrzeby seksualne. Są to naturalne potrzeby.
A co z tymi, którzy nie decydują się na założenie
rodziny lub nie chcą mieć dzieci? Czy dla nich ścieżka duchowego rozwoju
jest zamknięta?
Bycie człowiekiem kierującym się miłością nie wymaga założenia rodziny,
bo z mojej definicji miłości wynika, że jest to praca dla wspólnego dobra.
Można być miłującym pracodawcą, miłującym pracownikiem, miłującym księdzem,
katechetą, społecznikiem, politykiem.
No a co wtedy z seksem? Celibat?
W pewnych przypadkach jest on wymogiem formalnym, dotyczącym niektórych
duchownych. Celibat jest kwestią powołania. Człowiek, który jest świadom
swojego duchowego bogactwa i chce się nim dzielić z innymi, by ich wspierać
w rozwoju, właśnie z tego wspierania czerpie nieustanną, cichą radość
i jeżeli w ogóle ma potrzeby seksualne, to dużo mniejsze. Celibatu nie
postrzega jako wyrzeczenia, lecz jako brak potrzeby seksu, wynikający
ze świadomości spełniania duchowego powołania. Natomiast osoby samotne,
o ile odczuwają potrzebę seksu, powinny zwrócić uwagę na to, by w zaspokajaniu
swoich potrzeb nie krzywdzić siebie ani innych.
Co dalej z rozwojem duchowym?
Najczęściej nie jesteśmy świadomi, że każda sytuacja, spotkanie czy czynność,
codziennie dają nam taką możliwość. Przychodzi kryzys wieku średniego.
Dzieci usamodzielniają się i odchodzą. Kobiety po menopauzie wchodzą w
klimakterium.
Istnieją spory do tego, czy mężczyźni również przechodzą klimakterium.
Zazwyczaj jest ono łagodniejsze niż u kobiet, gdyż nie towarzyszą im tak
burzliwe wahania hormonalne. Dla mężczyzn wiąże się ono raczej z dokonaniem
pierwszego poważniejszego rachunku osiągnięć, dokonań, niedociągnięć i
zaniedbań. Wielu mówi wtedy Niczego nie osiągnąłem. Nie mam
samochodu i mieszkam w obrzydliwym blokowisku. A na dodatek mam nieatrakcyjną,
zaniedbaną, wiecznie zrzędzącą żonę. Trzeba by coś z tym zrobić.
Może przyjść do głowy myśl o zdradzie małżeńskiej lub rozwodzie i poszukaniu
młodszej partnerki - jest to formą regresji do okresu młodzieńczego. Zazwyczaj
nie prowadzi do niczego dobrego i jest przyczyną rozczarowania.
Jednak kryzys wieku średniego stwarza szansę dalszego rozwoju i pójścia
dalej właściwą drogą, zamiast wracania do młodości, której odzyskać się
nie da, tak jak nie da się wejść drugi raz do tej samej wody w rzece.
Kobiety zaś boją się przekwitania, utraty atrakcyjności, opuszczenia przez
partnera i samotnej starości.
I w wieku średnim, gdy partnerzy kierują się miłością - czyli działają
dla wspólnego dobra, zamiast kierować się egoizmem, mogą ominąć rafy trudności
życiowych. Dzieci są samodzielne, więc mają więcej czasu dla siebie. Na
realizację wspólnych planów, na które przedtem nigdy nie było czasu, pieniędzy
czy siły. W Polsce najczęściej jednak dalej są podporą dla swoich dzieci,
opiekując się wnuczętami dzięki czemu swoim dzieciom pomagają w karierze
zawodowej, a sami wracając do młodości. To dlatego dzieci tak uwielbiają
babcie i dziadków, gdyż dziadkowie mogą im dać więcej miłości niż pochłonięci
pracą rodzice.
Wola i działanie dla dobra innych - w tym przypadku wnucząt i własnych
dzieci znów pomaga jednym i drugim: dziadkom dodaje wigoru a ich życiu
nadaje nową treść, a wnuczęta dostają wsparcie, którego tak bardzo potrzebują.
Stratę w tym przypadku poniosą tylko rodzice, o ile będą przedkładali
zdobycze materialne nad duchowy rozwój, w którym wsparcia mogłyby im udzielić
ich własne dzieci. Wtedy w wieku średnim mogą dojść do głosu poczucie
winy i poczucie niespełnienia. Dlatego niezbędne jest roztropne wyważenie
między zaspokajaniem potrzeb materialnych i duchowych. Nowa zabawka czy
komputer nie zaspokoją dziecku potrzeb duchowego wsparcia, które tylko
rodzicielska miłość im dać może.
Starość, niedołęstwo, utrata sił, kłopoty ze
zdrowiem...
Jeśli motywacją naszego życia jest miłość, pozwala nam ona uniknąć wielu
stresów, nałogów, uzależnień, chorób i długo cieszyć się dobrym zdrowiem.
Gdy dajemy miłość, sami te miłość otrzymujemy i wspiera nas ona w naszej
ziemskiej wędrówce. Na koniec możemy odejść, mając poczucie spełnienia
naszej funkcji miłowania. Niezależnie od światopoglądu i wiary (a każdy
w nas w coś wierzy), możemy sobie powiedzieć: w moim życiu nie myślałem
tylko o sobie, lecz starałem się pomagać innym. Błądzić jest rzeczą ludzką:
nasze potknięcia a nawet upadki nie przesłonią naszych wysiłków na rzecz
wspólnego dobra, o ile będziemy je czynić. Czy takiego życia można się
wstydzić? Dlatego... warto kochać.
Linki
do innych artykułów:
2(1) - Kontinuum życia
3(1) - Dorosłe dzieci
4(1)
- Próbna matura
|